Jak pech to pech, nawet 14 stycznia się trafi. Wracam sobie o 6 rano do domu i niestety gdzieś w połowie trasy, w Sosnowcu (sic!) z pod maski zaczyna się kopcić. Dobrze, że byłem akurat na wysokości stacji benzynowej, gdzie zaparkowałem grata i dzięki podwiezieniu jakoś trafiłem do domu. Teraz czekam sobie ładnie na sąsiada …